Wróżenie z social fusów

By | 17:29 Leave a Comment

U progu Nowego Roku rusza zawsze machina podsumowań tego, co działo się w ciągu ostatnich miesięcy. Równocześnie startuje giełda pomysłów, co przyniosą kolejne. No właśnie, co przyniosą w social media?


Analiza zachowań ludzi w internecie pozwala przypuszczać, że niewiele się zmieni. Dr Jan Zając, właściciel Sotrendera, mówił na jednym z ostatnich Czwartków Social Media, że większość budżetów reklamowych nadal będzie zorientowana na Facebooka. „Duże firmy, zwłaszcza usługowe, będą w większym stopniu wykorzystywać kanały społecznościowe w obsłudze klienta, przykładając coraz większą wagę do udzielania odpowiedzi i rozwiązywania problemów użytkowników” – uważa Zając. Teza ta potwierdza, że SM (nie tylko Facebook, ale i np. blogi korporacyjne), to dobry kanał do budowania relacji z odbiorcami marki. Pomagają w utrzymywaniu żywej interakcji, angażowaniu odbiorców do włączania się w dyskusje (kreowanie ich na liderów opinii) oraz w gaszeniu firmowych pożarów. Świadomie korzystając z social media, w razie nieporozumień na linii brand-klient, żółć katalizuje się w jednym kanale i nie rozlewa na całą sieć. Łatwiej wtedy o szybsze i okupione mniejszym rozlewem krwi rozwiązania.


Źródło: Dreamstime.com


Jan Zając w tym samym wystąpieniu przekonywał, że trudno dzisiaj o jasną prognozę dla rozwoju Twittera. Powód? „W Polsce zyskał trochę gębę środowiska polityków, dziennikarzy i nastoletnich miłośniczek talentu Justina Biebera” – twierdzi twórca Sotrendera. Jego opinia odsyła mnie do grudniowego „Pressa”, gdzie Konrad Piasecki (RMF FM) analizuje Twittera pod kątem jego domniemanego upodabniania się do FB. Piaseckiemu daleko o stwierdzenia, że Tt się Facebookizuje, banalizuje, że zaczynają rządzić nim modne zdjęcia zamiast rzeczowych debat i ciekawych linków. Zdaniem dziennikarza nie ma w ogóle czegoś takiego jak Twitter, są raczej Twittery – każdy z użytkowników tego mikrobloga tworzy swój własny Tt. Możliwość skomponowania indywidualnej listy obserwowanych osób pozwala na zbudowanie swojego własnego e-świata, który może być wartościowy, bogaty w mocne tezy, informacje z życia publicznego, pozbawiony nowinek o Justinie Bieberze i grupie One Direction (wskazania Piaseckiego).

Ale na tym wyliczanie zalet Tt się kończy, dziegieć zastępuje miód. Konrad Piasecki tłumaczy w grudniowym wydaniu magazynu „Press”, że możliwość selekcjonowania obserwowanych zdarzeń, to pewne zamykanie się na inne przekazy, tworzenie zamkniętej grupy, gdzie zaczynają dominować albo tylko poważne, albo tylko „justinowe” wątki. Z czasem przychodzi coraz większe zmęczenie, a „dyskusje” na Twietterze sprowadzają się nie do rzeczowych argumentów, a do wzajemnego wytykania błędów ortograficznych. Poza tym, jak zauważa Piasecki, w Polsce Tt raczej bywa niż jest poważnym narzędziem w rękach np. dziennikarzy. Ci, którzy oglądali serial „The Newsroom” wiedzą, jak dużą rolę Tt odgrywał w redakcji wiadomości wieczornych dowodzonych przez Willa, Mac i Charliego. Wierni fani „Newsroomu” pamiętają Neala, który za pomocą Twittera, idąc po nitce do kłębka, potrafił namierzyć ważne, i często jedyne, źródło informacji. Nasz rodzimy Tt rzadko bywa wykorzystywany do dziennikarskich śledztw – ubolewa Piasecki.


Pytanie tylko, czy Twitter – mikroblog, który może prowadzić każdy z nas – użytkowników sieci, to naprawdę wiarygodne źródło informacji? Wadą i zaletą internetu jest jego otwartość, ogólna dostępność, pełen egalitaryzm. Każdy może tworzyć treści i zamieszczać je w sieci. Tylko pozostanie w stanie wzmożonej czujności i nie usypianie zdrowego rozsądku pozwoli na refleksję, że jakaś twitterowa nowina to może wcale nie hot news, a fake news...





AG
Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: