W zeszłym tygodniu na blogu zastanawialiśmy się, w którym kierunku pójdą w 2014 roku media społecznościowe. Odnośnie do Twittera, odpowiadam: jego obserwowanie to dziś marketingowa konieczność.
Kilka dni temu na blogu
Ola wróżyła z social fusów.
Próbowała, przeglądając branżowe dyskusje, określić kierunek, w którym będą
zmierzać media społecznościowe w Nowym Roku. Jednym z wątków tych rozważań był Twitter, a
właściwe jego dość mocna krytyka, m.in. ze strony Konrada Piaseckiego, dziennikarza
RMF FM i TVN24, który szerzej opisał zjawisko Tt w ostatnim wydaniu magazynu „Press”.
Dlatego dziś chciałem, byśmy na ten mikroblog spojrzeli z innej strony.
Na początek trochę prywaty
i własnych obserwacji. Piszę to z pozycji osoby, która osobiście nie korzysta z
Facebooka, ale zaczepiła się jakiś czas temu na Twitterze. Może nie bije tam
rekordów aktywności, ale widzi w Tt wiele zalet. Jak w każdym narzędziu
komunikacji, tak i w tym przypadku, toczą się dysputy na wyższym i niższym
poziomie, ale odnośnie do Twittera zdecydowanie przeważają te drugie. Dokładam
trzy słowa ze swojej strony. Do której kategorii trafią? Ocenicie sami.
Oczywiście, jak pisze w „Pressie”
Piasecki, każdy z nas tworzy swojego własnego Tt, ale ogólny przegląd dyskusji
nieobserwowanych użytkowników pokazuje, że z jakością nie jest tu najgorzej. Jasne,
używanie w rozmowach argumentów personalnych czy doklejanie sobie „etykietek”
ma tutaj miejsce, ale świadczy to tylko o jednym – jak trudnym narzędziem jest
Twitter. Niewielka ilość znaków (140) to mało i dużo, często za mało by
odpowiedzieć innemu tweetującemu. Brak umiejętności odnalezienia się w takiej
formule prowadzi drogą na skróty, ścieżką wzajemnego obrzucania się sieciowym
błotem.
Z drugiej strony Twitter
jest narzędziem dla wytrwałych, zorganizowanych i systematycznych. Historię,
którą sprzedajemy na Tt, musimy opowiadać w swoim, ale regularnym tempie – tylko
tak będziemy zdobywać obserwujących. Jednak jeszcze nie do końca jasny, jak zauważa
wiele osób analizujących zjawisko Twittera, rozwój tego mikrobloga powoduje, że
mało jest na nim typowych akcji marketingowych i promocyjnych. Osobiście
uważam, że zamiast wysyłać tonę komunikatów prasowych czy robić konferencje, które
i tak już mało kto zarządza, lepiej zainwestować w dobrze prowadzony firmowy
profil (profil rzecznika). Pod warunkiem, że nie będziemy spamować, wysyłać
bzdur, trafimy do osób naprawdę zainteresowanych tematem. Podobne rozwiązanie
możemy zaproponować prezesom, którzy aktywnie uczestniczą w debatach w swojej
specjalizacji.
Twitter, i to moim
zdaniem jest jego największą zaletą, skraca dystans. Natychmiastowo wchodzimy „do
środka”, mamy wpływ na to, jak „pomieszczenie” wygląda. Dziś, gdy na wszystko
brakuje czasu, a tym bardziej na czytanie wielostronicowych analiz, 140 twitterowych
znaków może być naszą ogromną szansą. Oczywiście nie do każdych działań Twitter
będzie się nadawał (choćby ze względu na zasięg), ale to moim zdaniem jest też
jego zaletą. To nie są wyścigi z Facebookiem, to zupełnie inna kategoria.
Prywatnie chciałbym, by Tt był jeszcze bardziej niszowy. Ale obserwuję też, jak
zaczynają się udawać rożne akcje marketingowe prowadzone za pomocą tego
narzędzia. Jak firmom udaje się wciągnąć internautów w zabawę pod wspólnym hashtagiem.
Dlatego obserwowanie Twittera to dziś marketingowa konieczność, podobnie jak
korzystanie z tego, co Tt oferuje.
MJ
0 komentarze: