Drajw na polszczyznę

By | 10:44 Leave a Comment

Choć rażą nas zapożyczenia językowe, coraz częściej wplatamy do codziennych wypowiedzi obce słowa. Dlaczego? To chyba znak czasów. A przecież język polski jest ą-ę. Musimy w to uwierzyć.


Materiał „Co mówią: w agencji reklamowej” obejrzało na YT już prawie 1,5 miliona internautów. Na facebookowych tablicach linki do tego wideo pojawiały się na początku stycznia jak grzyby po deszczu – lajkom i udostępnieniom nie było końca. Wirtualna publiczność chętnie przyglądała się tworzeniu kreatywnej kampanii reklamowej, prowadzonej przez direct digital think thank copywriterów, którzy chcą wypromować swagową markę, mają drive’a na ten case, chodzą na appointmenty, czasem przytrafiają im się sick leave’y, czytają short briefy i wykorzystują w kampanii placement. Humorystyczna scenka z udziałem Saatchi&Saatchi nie była jednak tylko pastiszem pracy w agencji reklamowej. Wiele osób zaangażowanych zawodowo w rynek reklamowy dostrzegło w krzywym zwierciadle You Tube’a swoją codzienność.



Źródło: You Tube


Ale odbiór popularnego wideo z agencją reklamową w roli głównej jest dużo szerszy. Zwraca uwagę na zadomowione na dobre w języku polskim zapożyczenia. Przecież po anglicyzmy nie sięgają tylko think thank copywriterzy. Język angielski wyrósł na osobny byt kulturowy, z którego korzystanie stało się modą, w niektórych kręgach zyskując status obowiązkowości. Wystarczy przyjrzeć  się nastolatkom, którzy noszą na głowach beanie (rodzaj czapki), na koszulkach manifestują, że żyją według zasady YOLO (You Only Live Once), wrzucają zdjęcia trawionego właśnie lunchu (bo nie obiadu) na Insta (przyrostek „–gram” jest passe), ciągle tweetują, lajkują albo hejtują (bo jeśli nie ma cię w social media – nie żyjesz). Dla nich język angielski nie jest osobnym językiem, jest naturalną częścią języka polskiego.

W 2005 roku CBOS przeprowadził badanie, które miało wyjaśnić, jaki jest stosunek Polaków do języka ojczystego. Co się okazało? Że ponad 1100 dorosłych respondentów, którzy wzięli udział w sondażu, wskazało na masowe zapożyczenia z obcych języków jako na jedno z najbardziej rażących zjawisk w rodzimej mowie (zaraz po używaniu wulgaryzmów). Co piąty ankietowany zwrócił uwagę, że każdy z nas jest odpowiedzialny za wyznaczanie poprawności językowej, a prawie 40% stwierdziło, że sposób mówienia określa poziom człowieka – jego kulturę i inteligencję.

Na straży wysokiej kultury i inteligencji Polaków stoi prawo. Nie wszyscy wiedzą, że istnieje ustawa o ochronie czystości języka. Ale jak informowała kiedyś „Rzeczpospolita”: „Ciało powołane do obrony czystości języka nie ma żadnych uprawnień i jego jedynym osiągnięciem jest przyjmowanie coraz większej liczby skarg na zaśmiecających naszą mowę”. Dziennik pisał, że w Polsce deweloperzy nie budują już domów i bloków tylko „residence” i „apartaments”, biurowce to „city towers”, a stadiony – „areny”, w witrynach „shopów” wiszą zapowiedzi letnich i zimowych „sales”. Stanowiska pracy oblegane są przez account menagerów, team leaderów i creative directorów. „Jako użytkowników języka nas to razi, ale czym innym jest nasze poczucie stanowczości językowej, a czym innym poczucie prawa” – przekonywała w „Rzeczpospolitej” dr Katarzyna Kłosińska, sekretarz Rady Języka Polskiego PAN. Dr Kłosińska podkreślała, że RJP może co najwyżej opiniować i doradzać, a to za mało, by chronić język polski przez naleciałościami z zagranicy.

A co możemy zrobić my? Przy okazji zbliżającego się Dnia Języka Ojczystego (21 lutego) możemy uwierzyć, że język polski jest ą-ę, jak przekonywała w zeszłorocznej kampanii RJP. I tworząc firmowe wydawnictwa starać się poprawnie z niego korzystać. Jeśli zależy nam na skutecznej komunikacji powinniśmy zacząć od treści i dbać, by były jak najbardziej zrozumiałe. Pamiętając, że pracownik linii produkcyjnej, który też jest odbiorcą firmowej gazety czy newslettera, nie musi wiedzieć, czym jest zapowiadany w magazynie „event”.



AG





Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: