Dwóch zawodowych dinozaurów, całe życie w sprzedaży. Mylą sieć z siatką. Decydują się na „umysłowe igrzyska śmierci”. „Stażyści” Shawna Levy’ego to z jednej strony przewidywalna historia z kilkoma naprawdę zabawnymi scenami, a z drugiej – pokazanie, jak wygląda praca w gigantycznym światowym przedsiębiorstwie IT. I jego dwugodzinna reklama.
Dawna skuteczność sprzedażowa Billy’ego (Vince Vaughn) i
Nicka (Owen Wilson), w dobie rozwoju Internetu, spada. Zwolnieni z pracy
szukają ratunku w wyszukiwarce Google, która podsuwa im pomysł na rozwiązanie
zawodowego problemu. Jaki? Staż w… Google’u. Faceci po czterdziestce, zupełnie
niezaznajomieni z siecią, stają w szranki z najlepszymi studentami nauk
ścisłych z USA. Są zdeterminowani, żeby z nooglerów stać się googlerami.
Przekonują się, że dla osiągnięcia sukcesu niezbędne jest działanie zespołowe,
dowiadują się co to Instagram, sprawdzają się w roli doradców call center,
którzy udzielają pomocy przy rozwiązywaniu problemów ze znaną na całym świecie
wyszukiwarką internetową. Ostatecznie, co jest do przewidzenia od początku, oni
i ich drużyna okazują się najlepsi. Ze stażystów stają się pełnoprawnymi
pracownikami Google’a.
A praca w Google’u, jak wynika z filmu Levy’ego, to raj
na ziemi. Główni bohaterowie właśnie tak nazywają główną siedzibę firmy w
Kalifornii. Bo gdy pracujesz w Google’u: pomagasz innym i ułatwiasz im życie
(główna misja), masz darmowy dostęp do nieograniczonego cateringu, relaksujesz
się w strefie ciszy, odświeżasz myśli jeżdżąc rowerem po terenie firmowego kampusu, twoimi współpracownikami są ludzie atrakcyjni i intelektualnie, i
fizycznie. Swobodny klimat pracy i niestandardowe przywileje dla pracowników –
najlepszych, wybranych w drodze energochłonnej rekrutacji – taki jest Google.
W jaki sposób ogłosić to światu, jak wysłać globalne
przesłanie o wyjątkowości Google’a? Film Levy’ego zdaje się rozwiązywać
potencjalny dylemat twórców wyszukiwarki, serwisów reklamowych, poczty e-mail
czy serwisów z mapami. I to największy zarzut, jaki przed „Stażystami” stawiają
i profesjonalni krytycy, i przeciętni widzowie. Ich niezadowolenie dobrze
katalizują filmowe fora internetowe. Dzięki publikowaniu swoich komentarzy, internauci
tworzą globalną recenzję. Pokazując, jak potężnym narzędziem w ich rękach jest
dzisiaj Internet. A więc wszystko gra, bo przecież o tym jest film Levy’ego.
AG
0 komentarze: