Prosta decyzja o zrobieniu generalnych porządków. Efekt? Utknięcie w stercie gazet sprzed tygodni. Argument, że nie mogłam dokończyć sprzątania, bo zaczytałam się w tekście o ubocznych skutkach życia on-line, brzmi chyba przekonująco?
Skutecznie porzuciłam zapał do
usuwania nadmiaru kurzu i niepotrzebnej makulatury z mieszkania na rzecz Lindy
Stone. To konsultantka i badaczka relacji ludzi i nowych technologii, które
opisywała dla „New York Timesa”, „The Economist” i „Harvard Business Review”. W
latach 80. i 90. Stone prowadziła pionierskie prace nad rozwojem multimediów i
aplikacji społecznościowych – najpierw w Apple’u, później w Microsofcie. W
wywiadzie dla „Polityki” z lipca (nr 30/2013, s. 82-83) Linda Stone wyjaśniała, czym jest stan permanentnego
rozproszenia (continous partial attention).
Bierze się on z chęci nieustannego bycia w wirtualnym ruchu. „Samo pragnienie
bycia żywą, aktywną jednostką sieci wydaje się zrozumiałe. Lubimy pozostawać w
ruchu, nawet jeśli poruszamy się tylko po rzeczywistości wirtualnej. Lubimy też
kontakt z innymi ludźmi. Chcemy mieć znaczenie. Chcemy orientować się w
sytuacji” – tłumaczyła Stone na łamach „Polityki”. Jak zauważyła, problem
pojawia się, „gdy w stanie tego permanentnego czuwania przebywamy…
permanentnie”.
„Utrzymywanie gotowości bojowej staje się wówczas podstawowym
sposobem funkcjonowania. System nerwowy nieustannie zachowuje czujność.
Nastawienie takie określamy terminem fight-or-flight
i ma ono skutki fizyczne podobne do tych powodowanych przez chroniczny stres.
Tracimy odporność, zaburzona zostaje praca wątroby, pojawiają się problemy z
trawieniem i płodnością. Oddech się spłyca (…) Dolegliwościom fizycznym
towarzyszy wyczerpanie psychiczne. Mamy wrażenie przytłoczenia i niespełnienia.
To paradoksalne, ale im bardziej stajemy się dostępni, tym bardziej się od
innych oddalamy. A coraz potężniejsze technologie wzmagają w nas tylko poczucie
bezsilności” – wyliczała Stone w wywiadzie dla „Polityki” uboczne skutki
ciągłego zalogowania w sieci. Czy to znaczy, że bycie on-line czyni nas
nieszczęśliwymi?
Coś jest na rzeczy. Mówiła już o
tym Linda Stone w kontekście Facebooka. Sama badaczka rozwoju aplikacji
społecznościowych z portalu wymyślonego przez Zuckerberga nie korzysta, ale
przyznaje, że rozumie jego urok. Jej zdaniem internautów przyciąga w FB
wrażenie utrzymywania stałego kontaktu z mnóstwem osób – bez konieczności
podnoszenia słuchawki, wysyłania maili czy bezpośrednich spotkań. Jednak na
przestrzeni ostatnich dwóch dekad użytkownicy sieci stali się znacznie bardziej
świadomi chronicznej dekoncentracji, która towarzyszy życiu w wirtualnej
rzeczywistości i od stanu hurraoptymizmu sprzed kilku lat przeszli do poczucia,
że woleliby nie przebywać permanentnie w stanie on-line, że gdy czują taką
potrzebę, chcą się na jakiś czas wyłączyć.
Źródło: Dreamstime.com
Wywiad ze Stone o czymś mi
przypomniał. Jej obserwacje pokrywają się z przeprowadzonymi na Uniwersytecie
Michigan badaniami, o których niedawno czytałam.
Naukowcy z USA wysnuli z nich prosty wniosek: im więcej korzystamy z Facebooka,
tym bardziej jesteśmy nieszczęśliwi. Osoby biorące udział w badaniu pytano, ile
czasu poświęcają na korzystanie z FB i jak to korzystanie wpływa na ich
samopoczucie. Dla porównania pytano też o samopoczucie wywoływane przez tradycyjne
interakcje – bezpośrednie spotkania czy rozmowy telefoniczne. Okazało się, że
ta druga forma kontaktu z innymi wpływały na respondentów pozytywnie, w
przeciwieństwie do FB. Jak wynikało z odpowiedzi badanych, im więcej czasu
spędzali na Facebooku, tym gorszy był ich nastrój. Wyniki ogłoszone przez
naukowców z Michigan wywołały głosy, że złe samopoczucie internautów może
wynikać z przeglądania dużej ilości zdjęć, które znajomi publikują na FB i na
których wyglądają na szczęśliwych, zadowolonych z życia. Frustracja powstaje,
bo przeglądający zdjęcia nie wiodą tak ciekawego i barwnego życia.
Po zapoznaniu się z wynikami badań
naukowców z Michigan, naszła mnie smutna refleksja. Zastanowiło mnie, czy w
erze szalejących nowych technologii i Internetu, który młodemu pokoleniu
wyznacza rytm życia, dzisiejsze dwudziestolatki i młodsi będą pokoleniem ludzi
nieszczęśliwych? Ludzi, których bycie on-line uzależni od ciągłego przebywania
w sieci, niszcząc ich psychikę i organy wewnętrzne? Stone w wywiadzie dla
„Polityki” wspomniała, że wśród informatyków w Dolinie Krzemowej panuje podczas
spotkań w kawiarni czy pubie zwyczaj wykładania telefonów na środek stołu –
który z nich nie wytrzyma i sięgnie po komórkę, płaci za wszystkich. Ciekawe,
czy młodzi, korzystający z Facebooka i innych wynalazków ery cyfrowej, będą
woleli najeść się i napić za free,
czy być na nieustannym stand by’u, ze
źle strawionym posiłkiem i lżejszym portfelem…
AG
0 komentarze: