Po co nam Facebook? W 70% do podglądania znajomych i nieznajomych, a tylko w 7% do tworzenia kontentu. Przyciągają nas zdjęcia, śledzimy zmieniające się statusy, treści tworzymy niewiele. Dlatego mają dużą wartość i stanowią ważne źródło informacji. Czy Ministerstwo Edukacji Narodowej to rozumie?
W
sobotę na fejsbukowym profilu MEN pojawił się wpis: „Wszystkich,
którzy kilka ostatnich godzin spędzili na naszym profilu pytając,
odpowiadając, dziękując, kopiując… ZAPRASZAMY NA SPACER
(najlepiej z dziećmi)
Pogoda nie jest najgorsza, na bazarze można już kupić tulipany…
Czyli właściwie WIOSNA powoli się zbliża :D”. Internauci,
którzy odwiedzają stronę ministerstwa na FB – głównie rodzice
dzieci w wieku szkolnym, żywo zainteresowani ostatnio tematem
„wypychania” sześciolatków z przedszkoli – traktowali profil
resortu jako miejsce do zadawania pytań związanych z tym problemem.
Gdy zobaczyli „wiosenny”, luźny wpis ministerialny, w sieci
zawrzało. Pojawił się wiele komentarzy o tym, jak ludzie na
urzędniczych stanowiskach, którzy decydują o kształcie systemu
edukacji w Polsce, którzy wpływają na nasze losy, z lekceważeniem
traktują społeczeństwo. Obok tematu ignorancji istotnych tematów
i tłumienia w zarodku ważnej i poważnej dyskusji, wyrosło drugie
pytanie: Jaka powinna
być komunikacja w mediach społecznościowych?
Jeden
z internautów odpowiedział krótko: „Powinna być jak dieta.
Odpowiednio zbilansowana do potrzeb konkretnej grupy (…) Niedosyt
zaszkodzi, przesyt także”. MEN, wyjaśniając w jednym z
komentarzy (dzisiaj już niedostępnym) pod „wiosennym” postem,
że strona w social mediach to nie tablica informacyjna dla
obywateli, nie narzędzie udzielania informacji publicznej, ani
odpowiadania na wszelkie pytania, pokazało, że jednak nie dostrzega
wartości, jaką jest tworzony w portalach społecznościowych
kontent. Ministerstwo nie potrafiło utrzymać równowagi między
urzędniczą powagą, a neutralizowaniem jej lżejszymi treściami.
Wpis resortu, w założeniu – z przymrużeniem oka, nie zachęcił
internautów do wzajemnego puszczenia oka. I pokazał, jak silnym
narzędziem w kontaktach z użytkownikami sieci są media
społecznościowe – szybkie, łatwo gromadzące masę krytyczną,
skracające drogę do przekazania informacji i wywoływania
błyskawicznej reakcji.
W
każde eksperymentowanie z social mediami powinna być wpisana
polityka zarządzania
kryzysem –
umiejętnego zarządzania. Gdy w firmie źle się dzieje, media
społecznościowe mogą służyć nam jako platforma
do rozwiązywania, a przynajmniej do łagodzenia problemów
(piszemy o tym w lutowym wydaniu naszego newslettera przy okazji
blogów firmowych http://www.mediateqa.pl/mediateqa_newsletter.php).
W przypadku MEN problemem stały się same social media. Jak
ministerstwo chciało uratować sytuację? Na stronie pojawił się
wpis z przeprosinami, z zaznaczeniem, że administrator profilu miał
na celu jedynie wprowadzenie weekendowego nastroju. Efekt? Dwa
komentarze internautów, którzy jakby nie zauważali przeprosin,
pamiętając ciągle sobotnią ignorancję. Bo z social mediami nie
ma żartów.
Aleksandra
Głąb
Źródło:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13425879,Wpadka_ministerstwa_na_Facebooku___Wszystkich_pytajacych___.html#BoxWiadTxt,
http://www.facebook.com/Ministerstwo.Edukacji.Narodowej?fref=ts,
wystąpienie Piotra Stohnija w czasie Youth to Business Forum
Warszawa 2013 (mat. własne)
0 komentarze: